Crowdinvesting jako cały sektor jest ostatnio bardzo medialny. Kolejne kampanie, ich sukcesy i zmagania, nowe platformy, a w tle także dyskusja o polskim rynku kapitałowym i jego regulacjach są obiektem wzmożonego zainteresowania. I dobrze, bo debata o świadomym inwestowaniu czy promocja nowoczesnych narzędzi są istotne. Ważne jednak, by ta branża a więc wszyscy jej uczestnicy nie została celebrytą, o którym po krótkim wzlocie słuch zaginie.

W tym roku mija dziesiąta rocznica mojego zaangażowania w rozwój ekosystemu tzw. alternatywnych finansów w Europie. Crowdfunding stał się trwałym elementem na liście źródeł finansowania i już dawno przestał być ciekawostką. Jego inwestycyjne odmiany rozwijają się nieco wolniej, ale ich rola jest zdecydowanie ważniejsza w kontekście rozwoju społeczno-gospodarczego. Uważam, że doszliśmy do punktu przełomowego, który okaże się trampoliną do rozwoju, o ile dobrze wykorzystane zostanie to momentum. Z perspektywy moich doświadczeń nie jest to wcale takie oczywiste, co zilustruje dzieląc ostatnią dekadę na cztery fazy.

Faza 1: Pierwsi ułani ( -2011)

W 2009 roku zaprojektowałem pierwszą platformę crowdfundingową o wdzięcznej nazwie fideon.pl (nigdy nie wystartowała online). Wtedy na kickstarterze sukcesem było zebranie 2000 dolarów, a znalezienie kancelarii prawnej która nie rozwiązywała kwestii zwracania wpłat w formie punktów lojalnościowych było w Polsce niemożliwe. To czasy, gdy brakowało nomenklatury, świadomości oraz zrozumienia mechanizmów społecznościowych w finansach. Gdy na cele pracy naukowej wymyślałem polskie tłumaczenie słowa crowdfunding, zapytałem Rady Języka Polskiego jak wygląda procedura wprowadzania nowych słów do języka (odpowiedzieli i według tych wskazówek przez lata popularyzowałem ‘finansowanie społecznościowe’).

W tej fazie uczestników rynku było niewielu, a cel im (nam?) przyświecający to pokazanie, że amerykańskie wynalazki w naszym kraju też mogą zaistnieć. Dopiero nieco późniejszy start polakpotrafi.pl i wspieram.to utworzyły pewien kanon tego jak crowdfunding działa.

Intencją właścicieli platform było sklonowanie modelu biznesowego, co dla większości skończyło się nie tylko brakiem powodzenia, ale nawet problemami prawnymi. Ten wczesny etap był dość przaśny i nie do końca profesjonalny, stanowił jednak podwaliny dla rodzącej się branży.

Faza 2: Z maczetą przez las ustaw (2011-2015)

W 2011 stworzyliśmy z inicjatywy Arka Regieca (do dziś prezesa platformy) zespół szaleńców który miał udowodnić, że inwestycyjny model crowdfundingu jest w Polsce możliwy. Rejestrując w 2012 Beesfund SA wiedzieliśmy czego chcemy oraz jak interpretujemy przepisy. Walory wizualne pierwszej odsłony portalu, UX, content marketing i inne, chwytliwe hasła w startupowym środowisku miały dla nas znaczenie najwyżej drugorzędne. Intencją która nas napędzała było mądre wykorzystanie obowiązującego prawa, żeby zwiększyć dostęp do kapitału dla perspektywicznych firm. Udowodniliśmy to w praktyce zbierając niezbyt oszałamiające 50.000 złotych na naszą spółkę. Runda maluteńka, ale pionierska i w kronikach rynku kapitałowego została odnotowana.

Tę fazę rozwoju bardziej wspominam jako wysiłki prawników, dyskusje z administracją i edukację rynku, bo skala działania była mizerna, choć wytworzyła się wtedy grupa osób które w ideę popularyzacji finansowania społecznościowego uwierzyła.

Kontekst prawny w tamtych czasach był zresztą bardzo istotny, bo zaangażowaliśmy się też bardzo aktywnie w odrzucenie szkodliwych i przygotowanie liberalnych, ale bezpiecznych przepisów dotyczących zbiórek publicznych. Do dziś zresztą jest to jeden z najbardziej efektywnych casusów kreowania otoczenia gospodarczego na styku finansów, technologii i internetu. Dowodzi tego skala działania i pozytywny wpływ portali fundraisingu online.

Faza 3: Poszukiwacze skarbów (2016-2018)

Stopniowy wzrost popularności finansowania społecznościowego był zauważalny w postaci wysypu różnych platform. Były momenty, gdy w niektórych segmentach było ich liczba była większa niż liczba aktywnych projektów 😉

Kształtując rynek w zespole roboczym Koalicji na rzecz polskich innowacji przygotowaliśmy szkic ustawy regulującej crowdinvesting, która stała się w praktyce podstawą obecnej ustawy o Prostej Spółce Akcyjnej. Ten proces legislacyjny to temat na obszerny reportaż, niemniej do debaty publicznej wprowadziliśmy zagadnienia ułatwiające pozyskanie finansowania, z nakierowaniem na innowacyjne przedsiębiorstwa i startupy technologiczne.

Na niwie zawodowej doradzałem wtedy m.in. zarządowi zrzutka.pl – obecnie krajowego lidera finansowania społecznościowego. Intencją stworzenia i ciągłego rozwoju zrzutki było wykorzystanie technologii do ułatwienia prostych, grupowych rozliczeń. Stosując popularny dziś skrót „fintech” – zrzutka zawsze była bardziej „tech”, niż „fin”. Tak jest do dzisiaj i stanowi fundament jej popularności, ponieważ proces korzystania jest bardzo prosty, darmowy i dostępny także dla mniej wprawnych użytkowników.

Kolejnym, intensywnym wyzwaniem jako stratega był udział w rozwoju jednego z liderów crowdinvestingu w Europie kontynentalnej. Austriacka CONDA działała wtedy na 9 rynkach, ale ambicje rozwojowe dalece wykraczały ponad to, co było dostępne na lokalnym podwórku. Mieliśmy ambicje tworzenia infrastruktury do transgranicznego crowdinvestingu, tokenizacji instrumentów finansowych oraz popularyzacji nowych instrumentów finansowania. Osiągneliśmy zresztą spore sukcesy w tej materii, choć rynek Polski nie stał się tym wiodącym. Dla mnie był to kolejny etap pionierskich działań, który nałożył się też ze zmianą Dyrektywy Prospektowej, co stworzyło nowe możliwości prawne rozwoju crowdinvestingu w całej Unii Europejskiej.

Na lokalnym podwórku to czas pojawiania się (i w wielu przypadkach znikania) nowych platform, szukania nietypowych modeli biznesowych, licznych prób i jeszcze bardziej licznych błędów. Rynek wciąż nabierał dynamiki, ale nadal były to wolumeny niemal pomijalne. Komentując dane statystyczne polskiego crowdfundingu na forum międzynarodowym zawsze chętniej posługiwałem się dynamiką wyrażoną w procentach, niż wolumenem finansowania.

Ta faza była istotna, bo udało się znaleźć market-fit i w końcu niektóre strategie łączenia projektodawców i wspierających okazały się skuteczne i co najważniejsze powtarzalne.

Faza 4: Użytkownik w centrum uwagi (2019 -)

Nadchodzące kwartały pokażą, jak branża poradzi sobie z punktem krytycznym, o którym pisałem we wstępie. Pracując nad przygotowaniem crowdconnect.pl narzuciłem na poziomie strategicznym perspektywę inwestora. To jego wymagania i potrzeby stanowiły fundament projektowania platformy, procesów które obsługuje i propozycji wartości. Intencją była promocja świadomego inwestowania poprzez zwiększenie standardów prawnych i informacyjnych oraz korzyści dla inwestorów – możliwość dezinwestycji, likwidacja papierowych dokumentów, symetria informacji.Czy dołożenie ciężaru kosztów operacyjnych, zarządzanie platformą przez podmiot nadzorowany przez KNF z licencją domu maklerskiego oraz spełnianie rygorystycznych wymogów okaże się podejściem dobrym, pokaże przyszłość.

Uważam, że w dłuższej perspektywie tak się stanie, mimo iż „lekkość regulacyjna” w świecie fintechowej rewolucji stanowi często przewagę konkurencyjną. Zauważyłem jednak, że niewielu operatorów platform crowdinvesting w Polsce na najwyższym miejscu stawia inwestora, jego komfort i korzyści. Mówiłem zresztą o tym podczas debaty Innvento i MIT Enterprise Forum we wrześniu ubiegłego roku:

W tej istotnej kwestii moja opinia jest nieco odmienna, ale uważam ją za drogowskaz zarówno dla firm, jak i platform. Dopóki za najważniejszego uczestnika procesu inwestowania społecznościowego nie będą uznawani inwestorzy, nie będzie dużych wolumenów i krótkich, transparentnych rund finansowania online. Dotyczy to wycen, jakości materiałów dla inwestorów, warunków dodatkowych i przygotowania przedsiębiorców, a także adekwatnych działań promocyjnych. Na rynku wczesnych faz ryzyko po stronie inwestora jest ogromne. W dodatku ma bardzo duży wybór tego, w co ulokować środki. Bez dobrych warunków inwestycyjnych, bezpiecznych instrumentów finansowania i zrozumiałych kampanii promocyjnych trudno będzie zbudować stabilny sektor, ryzykownych, ale atrakcyjnych inwestycji online.

Wydawałoby się, że oczywistym jest iż od wyglądu platformy, czy potrzeb przedsiębiorstwa szukającego finansowania, ważniejszy powinien być komfort inwestorów społecznościowych, ich bezpieczeństwo i przede wszystkim możliwości zarabiania przez nich. Paradoksem jest to, że dopiero teraz właściciele platform i komentatorzy rynku zaczynają na to zwracać uwagę. Ten komentarz można jednak rozciągnąć ponad crowdinvesting na inne obszary rynku kapitałowego w naszym kraju. To jest wyzwanie przed jakim stoi branża i dalszy rozwój osiągną te podmioty, które interesy użytkowników-inwestorów postawią na pierwszym miejscu swojej strategii.

***

Na koniec chcę zwrócić uwagę na refleksję, która przyszła dopiero jak spojrzałem na tę dekadę rozwoju wstecz. Naliczanie prowizji od wpłat inwestorów indywidualnych nie było główną intencją tych przedsiębiorców w sektorze crowdinvesting, którzy osiągnęli długoterminowy sukces. To niezwykle istotna obserwacja dla tych, którzy pracują nad nowymi platformami inwestycyjnymi, ale także dla nas jako ich użytkowników. Naturalnym jest to, że w obszarze transakcyjnym rynku finansowego wszyscy uczestnicy chcą zarobić, natomiast w wielości podejść do tej pory o efektywności świadczyły jakościowe intencje. Beesfund rewolucjonizował podejście do prawa i dostępności finansowania, zrzutka wykorzystanie technologii, a crowdconnect.pl digitalizację procesu IPO, dopiero później uwzględniając element pozyskiwania finansowania. I tę lekcję powinni zapamiętać nowi gracze na rynku.

Intencja właściciela platformy stanowi kluczowy czynnik długoterminowego sukcesu.

Jedyną możliwością rozwoju sektora cyfrowych finansów jest postawienie inwestorów na najwyższym miejscu.

Historia rozwoju crowdfundingu w Polsce dowodzi, że rynek osiągnął dojrzałość, ale wymaga teraz profesjonalizacji i redefinicji propozycji wartości.